Paweł Bilski – producent, scenarzysta, reżyser, ale także, coach i trener komunikacji. Dla jednych „ten od Futra z misia”, dla innych – człowiek, który potrafi opowiedzieć o rzeczach ważnych prostym językiem. Wraca do Skarżyska, by odnaleźć siebie sprzed lat i przyjrzeć się temu, kim jest dziś. W szczerej rozmowie opowiada o lekcjach życia, wzruszeniach, wolności i swojej nowej misji – by pomagać innym mówić. Bo jak mówi: „Słowem można dodać skrzydeł”
Siedzimy w kawiarni w Skarżysku-Kamiennej, mieście, które dla niego niczym lustro odbija wszystkie wcześniejsze wersje samego siebie. Paweł Bilski – producent, reżyser, scenarzysta, coach, instruktor doskonalenia techniki jazdy – mówi szczerze, głośno się śmieje, ale potrafi też zamilknąć, kiedy mówi o sprawach ważnych. To nie jest wywiad z człowiekiem, który wszystko wie. To rozmowa z kimś, kto ciągle pyta.
Zacznijmy od początku. Co daje Ci Skarżysko, kiedy tu wracasz?
Daje mi spokój. Tu się „przeglądam”. Jak wracam do Skarżyska, to patrzę na siebie z innej perspektywy. Architektura się prawie nie zmienia. Jasne, powstają nowe rzeczy, orliki, sklepy. Ale mój świat — to są te zalewy, te lasy, miejsca, gdzie się wywróciłem na rowerze, gdzie chodziłem do szkoły, gdzie była babcia. To jest taki reset. Miejsce, które mnie zawsze przypomina mi, kim jestem. I że niezależnie od tego, gdzie pójdę, to właśnie stąd jestem.
Twoja przygoda z filmem też zaczęła się tutaj. „Skarlans” zrobił wtedy dużo szumu…
Tak. To był prześmiewczy film realizowany w naszym mieście – krzywym okiem, przerysowany, ale prawdziwy. Zrobiony z potrzeby serca. Pokazaliśmy nasze podwórka, nasze charaktery. Po latach, gdybym miał kręcić „Skarlans” jeszcze raz – zrobiłbym go mniej „pokręconym”, bardziej zdyscyplinowany. Wtedy ludzie grali za darmo, obiecywaliśmy im dobrą zabawę i część rzeczy wymknęła się spod kontroli. Ale i tak – to było bardzo ważne doświadczenie. Rzuciłem dla tego filmu dobrze płatną pracę jako producent dokumentów. Postawiłem wszystko. Powiedziałem
sobie wtedy: „Wolę żałować rzeczy, które zrobiłem, niż tych, których nie zrobiłem”.
I potem przyszło „Futro z misia” – duża produkcja, wielkie nazwiska…
Tak, i to było totalnie coś innego. Inny kaliber, inna skala. Ale nie zmieniło to mojego podejścia – dalej chciałem robić po swojemu. Scenariusz był mój, do pewnego momentu a potem wszystko potoczyło się niezbyt zgodnie z planem. I to też była ważna lekcja. Zresztą każda produkcja mnie czegoś uczyła – czy ta niskobudżetowa, czy kinowa.
A potem skręciłeś w stronę komunikacji. Zostałeś coachem, trenerem wystąpień publicznych…
Bo życie samo tak mnie poprowadziło. Robiłem dokumenty, reklamy, pracowałem z ludźmi, którzy nie lubią kamery – lekarze, policjanci, świadkowie. Uczyłem się łamać ich blokady. A potem to samo zacząłem robić z menedżerami, z zespołami w firmach. Bo wierzę, że słowem można naprawdę wiele. Słowo to wiatr który może unieść żagiel duszy albo zdmuchnąć płomień odwagi. To potężna broń której należy używać z rozwagą. Teraz ruszam z tym do szkół – chcę, żeby młodzi ludzie uczyli się mówić, komunikować, żeby nie chowali się za ekranem smartfona.
Co jest dla Ciebie dziś największą satysfakcją?
Wolność. Wolność w tym, co robię, kiedy robię i z kim. Życie po swojemu. To jest coś, czego szukałem latami – i co chciałbym przekazać młodym ludziom: że można inaczej. Nie trzeba iść utartą drogą. Można tworzyć własną.
A kim dziś jest Paweł Bilski?
Jestem sobą. I to wystarcza. Robię różne rzeczy: scenariusze, wystąpienia, prowadzę szkolenia, nagrywam, byłem instruktorem doskonalenia techniki jazdy dla Mercedesa, a w młodości trenerem koszykówki na zagranicznych campach . I jak ktoś mnie pyta: „Kim ty jesteś?”, to odpowiadam: „Jestem Pawłem Bilskim”. I pewnie dlatego dobrze mi to wychodzi.
Co Cię dziś wzrusza?
Momenty. Te, kiedy ktoś – mimo przeciwności – osiąga coś, na co ciężko pracował. Kiedy ktoś był „underdogiem” i wychodzi na szczyt. Jak Iga Świątek, kiedy wygrywa po trudnym meczu. Płakałem nieraz. Albo jak ktoś w życiu przełamuje schemat, niesprawiedliwość, trudną przeszłość – i wygrywa. To jest dla mnie piękne.
Miałeś porażki?
Nie. Miałem lekcje. Nigdy nie pomyślałem o sobie, że jestem słaby. Ale wiem, że życie może złamać. Mam pokorę. Proszę Boga, żeby nie musiał mnie zbyt mocno testować. Ale te próby, które przeszedłem do tej pory – przetrwałem. I jestem za nie wdzięczny.
Kto jest dla Ciebie ważny?
Moja mama. Balkon u niej w Skarżysku to moje ulubione miejsce na świecie. Moja partnerka Gosia, nieliczni przyjaciele, którzy mnie nie oceniają i są obok bez względu na to, gdzie jestem i co robię. I mój Syn, bo to on przewartościował moje życie.
Jaką radę dałbyś młodym ludziom, którzy się dziś gubią?
Nie poddawajcie się. Nie bójcie się próbować. Nie dajcie sobie wmówić, że trzeba żyć „jak wszyscy”. Można inaczej. Można po swojemu. I najpierw nauczcie się mówić. O tym, co czujecie. O tym, czego potrzebujecie. To jest największa siła, jaką możecie mieć.
Czego Ci życzyć, Paweł?
Spokoju ducha. Żebym nie musiał niczego udowadniać. Żebym dalej mógł robić swoje, pomagać innym i żyć w zgodzie ze sobą. I zdrowia — bo ono jest podstawą wszystkiego.
Rozmowę kończymy tak, jak się zaczęła – w kawiarni z kawą. I naprawdę trudno się dziwić, że to miejsce go „przeciąga”. Przyciąga i przypomina, że człowiek nigdy nie odcina się od korzeni. Można tylko z nich wyrosnąć. Ale najpiękniej – z godnością.
Rozmawiała Małgorzata Niewiadomska
To kolejny z nowej serii wywiadów, których bohaterkami i bohaterami będą mieszkanki i mieszkańcy powiatu skarżyskiego, którzy wybili się na ponadprzeciętność i dzięki swojej pracy odnieśli sukces na arenie krajowej oraz często międzynarodowej.
Zdjęcia z prywatnego archiwum Pawła Bilskiego